Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

De Coy z Fading Colours: - Nasza mroczno-transowa przygoda trwa!

Zdzisław Haczek
DE COY. Pochodzi z Lubska, na przełomie lat 80. i 90. studiowała pedagogikę kulturalno-oświatową w ówczesnej Wyższej Szkole Pedagogicznej w Zielonej Górze, śpiewała w uczelnianym chórze, występowała w kabarecie Barszcz z Krokietem, prowadzonym przez Dariusza "Kamola” Kamysa. Najpierw została wokalistką Bruno The Questionable, potem Fading Colours, który odniósł światowy sukces jako prekursor stylu dark-trance. Obecnie zespół tworzy duet: De Coy, Daniel Kleczyński.
DE COY. Pochodzi z Lubska, na przełomie lat 80. i 90. studiowała pedagogikę kulturalno-oświatową w ówczesnej Wyższej Szkole Pedagogicznej w Zielonej Górze, śpiewała w uczelnianym chórze, występowała w kabarecie Barszcz z Krokietem, prowadzonym przez Dariusza "Kamola” Kamysa. Najpierw została wokalistką Bruno The Questionable, potem Fading Colours, który odniósł światowy sukces jako prekursor stylu dark-trance. Obecnie zespół tworzy duet: De Coy, Daniel Kleczyński.
- Z Fading Colours nigdy nie występowałam w Zielonej Górze! To mój debiut! Mam olbrzymią tremę! - mówi De Coy, wokalistka światowej sławy zespołu dark trance Fading Colours?

- Z jakimi nadziejami dziewczyna z Lubska rozpoczynała przed laty studia na pedagogice kulturalno-oświatowej ówczesnej WSP w Zielonej Górze? Myślałaś, że za kilka lat zostaniesz znaną wokalistką?
- Nie myślałam wówczas o tym, co będzie i gdzie mnie to zaprowadzi. Byłam młodą studentką, która od lat zamęczała rodzinę, sąsiadów i koleżeństwo swoim wyciem do lecącej wody, warczącego odkurzacza, szlachetnych przebojów Czesława Niemena i Boney M.

- Jak trafiłaś do zespołu Bruno Wątpliwy? Bracia Rakowscy usłyszeli Cię na koncercie uczelnianego chóru?
- Eeeee... bzdura. Leszek wymyślił taki banał, bo nie wiedział jak ubarwić naszą skromną wówczas biografię. Poznał mnie na kursach przygotowawczych na studia, a pierwszy raz usłyszał jak śpiewam w kabarecie Barszcz z Krokietem, który prezentował teksty "Teatrzyku Zielona Gęś" Gałczyńskiego. Ja w owym czasie głęboko w poważaniu miałam jego zajęcia w zespole, a on moje śpiewanie. Liczyła się miłość.
Ale wkrótce dane mi było usłyszeć i zobaczyć koncert Bruna w Jeleniej Górze. Po koncercie bezceremonialnie oświadczyłam mojemu ówczesnemu chłopakowi, że koncert, owszem, dobry, ale wokal tragiczny. Od tego momentu Leszek usilnie namawiał mnie do śpiewania na próbach zespołu. Nie byłam tym pomysłem zachwycona. Moi późniejsi koledzy z zespołu również. Miałam swój chór studencki, kabaret, teatr... Do dziś został mi zespół.

- Kiedy w 1993 r. supportowaliście gwiazdę sceny gotyckiej - Love Like Blood, zdawało się wam, że Pana Boga złapaliście za nogi?
- Tak. Takie pętaki jak my, z zapyziałej prowincji, grają z ówczesną gwiazdą sceny dark! Trzeba pamiętać, że zespoły tego rodzaju przyjeżdżały do nas bardzo rzadko. Był to ważny dla mnie występ. Drugi w życiu w składzie Bruna. Pierwszy odbył się... w Wąchocku.

- Waszą furtką do świata była wydana w 1995 r. płyta "Black Horse". Zmieniliście wtedy nazwę z Bruno The Questionable na Fading Colours. Dlaczego?
- Po prostu założyłam wtedy z Leszkiem inny zespół, bo granie z Brunem mocno mnie ograniczało. Chciałam mieć swój band. Podczas spaceru w Tatrach wpadł mi do głowy pomysł na nazwę: Fading Colours. Zaczerpnęłam go z frazy utworu Bruna - "Kolory", autorstwa Mirka Witkowskiego. Uwielbiam ten tekst.

- Potem kolejne płyty, współpraca z artystami z Psycho, The Sisters Of Mercy, Anne Clark... Wasze fankluby zakładano w USA, Brazylii. Jak radziłaś sobie ze sławą?
- Radziłam sobie świetnie, bo nie było żadnej sławy! Byłam i jestem jedną z wielu wokalistek w tym kraju. W owym czasie wyróżniało nas na scenie muzycznej to, że jako jeden z nielicznych zespołów zaistnieliśmy poza granicami kraju. Szczególnie w Niemczech zespół cieszył się popularnością w pewnych kręgach. Naszą pozycję poza granicami ugruntował album "I'm Scared Of...". Towarzysząca tej płycie promocja i pewien szum medialny (oczywiście mówimy tu o świecie mediów indie) zaowocowały tym, że zespół dorobił się miana prekursora stylu dark-trance. (Chwalebna to i zaszczytna rola być pierwszym). Do dziś mamy tam i w wielu innych krajach na świecie sporą grupę fanów.

- Gdzie jest dziś Fading Colours, ostatnio duet? Jaka jest płyta "Come" w stosunku do waszych albumów z lat 90.?
- Zespół nie zboczył ze swojej ścieżki. Kontynuujemy swoją mroczno-transową przygodę, co nie wyklucza ewolucji. Oblicze zespołu bardzo się zmieniło podczas powstawania naszej ostatniej płyty. Długi czas. Dlatego naszą nową twarz chcemy pokazać jak najszybciej, wydając nową płytę. Jeszcze w tym roku.

- Dużo koncertujecie? Obowiązkowo występujecie co roku na Castle Party w Bolkowie...
- Fading Colours nigdy dużo nie koncertował. Graliśmy głównie jako goście na dużych festiwalach. Jednak promocja płyty wiąże się z pewnymi działaniami, które zdecydowaliśmy się podjąć. Specyfika grania w klubach bardzo mnie pociąga. Lubię ten rodzaj miejsc, gdzie widza mam na wyciągnięcie ręki i w zasięgu wzroku. Uwielbiam to!

- Co z solową drogą De Coy?
- Czeka... Aż skończę z pracą nad materiałem do FC. Podobnie jak przy "I'm Scared Of...", zaczynam na potrzeby płyty "wykradać" sobie utwory, przygotowane na płytę solową... Trochę mi żal, ale z drugiej strony Fading Colours to jakby moje starsze dziecko, a De Coy - bliźniacza siostra. Są mi tak samo bliskie, choć inne.

- Czym będzie dla Ciebie zielonogórski koncert: powrót do miejsc, gdzie przed laty snułaś marzenia? Dużo z nich się spełniło?
- Z Fading Colours nigdy nie występowałam w Zielonej Górze! To mój debiut! Mam olbrzymią tremę! Tylu znajomych, których nie widziałam wiele lat! Nie chciałabym żeby cokolwiek wyszło nie tak. Postaram się dać dobry koncert, żeby nie zawieść przyjaciół i ludzi, którzy przyjdą nas posłuchać. To dla mnie szczególne miejsce, z którym wiążą się przepiękne wspomnienia... A marzenia? No cóż, wciąż je mam! I póki je mam, chce mi się żyć.

Koncerty w Lubuskiem:

* Zielona Góra, 4 Róże dla Lucienne, Stary Rynek, wtorek, 2 marca, 19.00, bilety: 20 zł.
* Gorzów Wlkp., Magnat (MCK), ul. Drzymały, środa, 3 marca, 19.59, bilety: 20/25 zł.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska