W poniedziałek przez rondo Santockie jechał bus marki Lublin. Gdy zakręcał, otworzyły się tylne drzwi i ze środka wyskoczyły trzy świnie. Rozbiegły się po okolicy. Teren obstawiła policja i straż miejska, a strażacy wzięli się za łapanie uciekinierów. Po kilku chwilach znowu prosiaki były w busie.
Kilka tygodni temu policjanci z Zielonej Góry pędzili za pociągiem naprawczym firmy wykonującej zlecenia dla PKP. Podczas jazdy, w Zielonej Górze wypadł z niej człowiek. Był pijany i trafił do szpitala. Nikt w maszynie nie wiedział jednak, jak pijany mężczyzna się w niej znalazł i jak z niej wypadł.
Nie tylko pożary
Bo gorzowscy strażacy zajmują się nie tylko pożarami. Co, poza świniami, maja na koncie? Wyprowadzali z miasta bobry, które przydreptały do centrum, pomagali też jeleniom i dzikom. Wyciągali krowy pływające w Warcie (żywe i jedną martwą), pomagali koniom, które utknęły w grzęzawiskach albo wpadły do dziur, przepędzanych os i pszczół a także ściągniętych kotów z drzew żaden już nie liczy.
Ostatnio zielonogórscy policjanci uganiali się za lochą. Dzik biegał z małymi po osiedlu Pomorskim. Policjanci próbowali wypłoszyć dzikie zwierzę do lasu. Udało im się.
Wcześniej zabezpieczali łabędzia, który wylądował na jezdni. Asfalt zmylił go z powietrza mieniąc się jak woda. Łabędź musiał mieć też twarde lądowanie. W efekcie chodził po jezdni utrudniając ruch. Zabrali go strażacy i wywieźli do schroniska dla dzikich zwierząt.
Strażacy w Zielonej Górze przed kilkoma laty ratowali małego kotka. Wszedł do rury głęboko w ziemi na zapleczu sklepu przy ul. Bohaterów Westerplatte. Nie było żadnych szans go wyciągnąć. Strażacy bali się rozcinać rurę, żeby nie zrobić krzywdy zwierzakowi. W końcu postanowiono zanęcić go śledzikiem. I wziął na rybkę. Mały kotek wyszedł z rury po rybnej zanęcie.
Straż przydaje się także wtedy, gdy trzeba wynieść z domu wyjątkowo otyłą osobę, gdy ktoś zatrzaśnie się domu na amen, albo kiedy z palca nie można zdjąć obrączki lub z nadgarstków... kajdanek.
Strażackie archiwa znają też inne akcje... Np. ratownicy z woj. pomorskiego uratowali chłopca, który zatrzasnął się w pralce. Po prostu wyłączyli pranie.
W Zielonej Górze straż jechała uwalniać chłopca, który włożył głowę w szczeble poręczy na klatce schodowej. Nie mógł jej już wyciągnąć. Ogniowcy sprzętem hydrauliczny rozszerzyli metalowe szczeble i uwolnili głowę chłopca. Innym razem ruszyli do podobnej akcję. Tym razem dziecko włożyło głowę między metalowe szczeble na balkonie.
I jak tu się nie śmiać
Policjanci też mają czasami zabawne historie. Jak ta ze złodziejem z Kostrzyna. Zajechał przed sklep przy ul. Sportowej, wyskoczył z wozu i... rozebrał manekiny stojące przy wejściu! Kierowca migiem ściągnął z ,,pani'' piękną suknię balową, potem szybko pozbawił ,,pana'' garnituru, krawata i koszuli. Następnie rzucił wszystko do auta i tyle go widziano. Wszystko wydarzyło się w grudniu i najpewniej oba stroje umiliły komuś imprezę sylwestrową.
Też w grudniu we wsi Ludzisławice (gm. Santok) zginęły nioski warte 300 zł. W sumie złodzieje zwinęli 13 kur. Tej samej nocy ale w innej zagrodzie najpewniej ta sama grupa chciała zwinąć trzy prosiaki. Jednak czujne zwierzęta niesione instynktem na widok obcych rozpierzchły się po gospodarstwie i złodzieje musieli obejść się smakiem. Nad ranem gospodarz odnalazł dzielne świnie kilkaset metrów od chlewika.
To nie koniec grudniowych akcji. W tym miesiącu policja dostała zgłoszenie o kradzieży z marketu w Gorzowie... 40 opakowań sera Gouda. Kamery nagrały, jak smakołyk pakuje do plecaka grupa młodych ludzi.
Uśmiali się zielonogórscy policjanci, kiedy zatrzymywali osoby uprawiające konopie indyjskie w jednym z bloków w Zielonej Górze. Uprawa rosła w piwnicy. Jedna z osób na widok funkcjonariuszy postanowiła uciec. Z powodu tuszy mężczyzna zaklinował się jednak w piwnicznym oknie.
W Lubsku złodziej schował się przed policją na sklepowej półce. Najpierw wybił szybę do sklepu spożywczego i zaczął wynosić towar, głównie alkohol. Kiedy nadszedł patrol policji skrył się między towarem na sklepowej półce.
Złodziej - budowlaniec
Do historii przejdzie też sprawa 34-letniego Jacka Ch. Okradał on przez lata altanki na ogródkach przy ul. Szarych Szeregów. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że ze wszystkich skradzionych przedmiotów zbudował sobie... coś jakby posiadłość.
Folwark był zamaskowany gałęziami, schowany za rzeczką, dookoła rósł żywopłot. - Nieproszeni gości w życiu by tu nie trafili - opowiadał nam Sławomir Konieczny z wydziału prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Gorzowie. Panderoza miała ogród letni, gdzie było miejsce na grilla, latem zmyślny pan Jacek montował nad tym kawałkiem terenu daszek.
Nieco dalej zbudował sobie domek. Z zewnątrz wyglądał na altanę. W środku były ułożone skradzione panele, otynkowane ściany, skradziona tapeta, skradzione plastikowe okna, ogrzewanie ze skradzionych butli gazowych i prąd ze skradzionych akumulatorów. Na dachu skradziona papa. - Miałem już przygotowane cegły, papę i tapety do zrobienia kuchni i łazienki - przyznał mężczyzna, gdy policjanci zabierali go na komendę.
Najlepszy z najlepszych
Chyba jednak nikt nie przebije wyczynu 22-letniego Sławomira K. (też wpadł w grudniu - widać ten miesiąc lubi szalonych przestępców). W lodowatą noc dyżurny dostał zgłoszenie, że jakiś mężczyzna w samym centrum Gorzowa manipuluje przy wielkim, dmuchanym bałwanku i równie dużym, dmuchanym Mikołaju. Gdy radiowóz dotarł na miejsce, po złodzieju nie było już śladu. Ale daleko nie uciekł - szedł ul. Pocztową, taszcząc Mikołaja i bałwana...
Bywało i tak, że świebodzińcy policjanci czołgali się po polu, żeby podejść złodziei przewodów wykopywanych z ziemi. Ci byli pomysłowi. Wykopywali metalowe przewody kryjąc się w namiotach przeznaczonych dla ekip do robót drogowych. Tak kradli kilometry kabli.
Funkcjonariusze z tej samej komendy tropili złodziei metalu ukradzionego z zakładu renowacji pod Świebodzinem. Pech chciał, że materiał był okładziną ambasady Francji w Warszawie. Właściciele chcieli odzyskać swoją własność.
Przed rokiem policja w Zielonej Górze zatrzymała pijanego kierowcę. Miał grubo ponad cztery promile alkoholu. O dziwo, kiedy wysiadł z auta o własnych siłach, postanowił moralizować. - Nie wolno pić alkoholu i jechać - mówił z przekonaniem policji i dziennikarzom.
Świebodzińska drogówka jechała w ubiegłym roku do wypadku. Nic w tym dziwnego. Okazało się, że kierowca busa stracił panowanie nad kierownicą z powodu... ptaka. Wleciał mu do kabiny przez otwarte okno podczas jazdy. Szalał w kabinie tak, że kierowca zjechał do rowu. Podobną sytuację opisał kierowca autobusu, który zjechał do rowu pod Nowa Solą. Zapewnił, że nagle użądliła go osa. Wtedy z bólu puścił kierownicę.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?