Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pijani robotnicy pobili pacjenta w szpitalu (szczegóły)

Dariusz Brożek 95 742 16 83 [email protected]
- Zostałem pobity w szpitalu. Potem sprawcy chcieli odwrócić kota ogonem i mówili, że to ja ich sprowokowałem - mówi Edmund Borowiak z Przytocznej.
- Zostałem pobity w szpitalu. Potem sprawcy chcieli odwrócić kota ogonem i mówili, że to ja ich sprowokowałem - mówi Edmund Borowiak z Przytocznej. fot. Dariusz Brożek
- Zostałem pobity. I to gdzie. W szpitalu. Ludzie nie mogą uwierzyć, kiedy im o tym opowiadam. Za głowy się łapią - mówi Edmund Borowiak zmieniając okład pod podbitym okiem.

Edmunda Borowiaka odwiedziłem w niedzielne popołudnie w jego domu w Przytocznej. Właśnie zmieniał opatrunek na prawym oku, pod którym goił się fioletowo-czarny siniak. Gałkę miał całą we krwi. - Teraz wygląda całkiem dobrze. Trzeba było zrobić mi zdjęcie w środę rano. Nic nie widziałem na oko. Takie było zapuchnięte - opowiada.

Mój rozmówca wrócił właśnie ze skwierzyńskiej lecznicy, gdzie został napadnięty i pobity przez dwóch mężczyzn. Sprawcami są robotnicy, którzy remontowali jeden ze szpitalnych oddziałów. Informowaliśmy o tym 11 bm. na naszym portalu (www.gazetalububuska.pl/miedzyrzecz) w artykule "Pijani robotnicy pobili pacjenta w szpitalu". Jak do tego doszło? E. Borowiak opowiada, że w około 23.00 poszedł zapalić papierosa. Zszedł na parter, usiadł na kaloryferze koło drzwi wyjściowych.

- Jak skończyłem ćmika, otworzyły się drzwi remontowanego oddziału na półpiętrze. Po schodach zbiegło do mnie dwóch robotników. Jeden młody, taki kędzierzawy. Starszy, bardziej krępy i łysiejący, był tylko w spodniach. Miał w rękach nóż. Chciał mnie dźgnąć, ale chwyciłem go za nadgarstek. W trakcie szarpaniny nóż upadł na ziemię. Wtedy zarzucili mi szlafrok na głowę i zaczęli mnie kopać. Uratował mnie inny pacjent, który pobiegł na górę i wezwał pomoc - opowiada.

Świadkiem zajścia był Stanisław Rasiński. Odnaleźliśmy go w niewielkiej wsi Jastrzębnik koło Lipek Wielkich. Potwierdza opowieść Borowiaka. Jak wyglądał nóż? - Ostrze miało ze dwadzieścia centymetrów. To był zwyczajny nóż kuchenny. Pękł w trakcie szarpaniny - mówi.

Nóż pękł w czasie bójki

- Nie wiem dlaczego robotnicy rzucili się na pana Edmunda. Nic im nie zrobiliśmy - przekonuje Stanisław Rasiński, świadek zdarzenia.
(fot. fot. Dariusz Brożek)

Pielęgniarki z oddziału wewnętrznego zadzwoniły po ratowników, a potem po policję. Personel opatrzył pacjenta. Oraz jednego ze sprawców. Jak informuje dyrektor szpitala Marzena Kucharska, robotnik miał złamaną rękę. E. Borowiak dowiedział się o tym z gazety. - Jaka złamana ręka? Przecież w czwartek normalnie pracował. I jeszcze mi się odgrażał - twierdzi.

W poniedziałek żaden ze sprawców nie pracował już w szpitalu. Zdaniem naczelnej pielęgniarki Jolanty Prędkiewicz, obaj bardzo przeżywali zdarzenie. Mówi, że byli załamani. Przebieg zajście zna tylko z ich relacji, bo policja nie udziela informacji na ten temat, natomiast pacjenci wrócili już do domów.

Ponoć E. Borowiak sam sprowokował bójkę. Wchodził na remontowany oddział palić papierosy i zadeptał pomalowaną klejem podłogę, na której kładli wykładzinę. Doszło do pyskówki, a potem do bójki. Skąd nóż w ich rękach? Potem tłumaczyli personelowi szpitala, że właśnie szykowali sobie kolację. - Coś mi tu nie gra. To kładli wykładzinę, czy jedli kolację - pyta Borowiak.

Jak zaznacza S. Rasiński, do bójki doszło w holu, a nie na oddziale. Potwierdza, że wcześniej pacjenci przychodzili tam palić papierosy. I nawet częstowali nimi robotników. - Byliśmy na tym oddziale w południe, ale powiedzieli nam, żebyśmy nie wchodzili do środka, bo robią podłogę. I więcej już tam nie wchodziliśmy. W nocy sami do nas wybiegli. Z nożem - mówi.

Pacjenci palili, robotnicy pili

W szpitalu nie wolno palić papierosów. Zabrania tego także karta praw pacjenta. Mimo tego wielu popala po kątach. Ostatnio przychodzili na oddział na parterze. - Dzień przed zdarzeniem spotkałam tam pana Borowiaka. Wyraźnie mu powiedziałam, że w całym szpitalu obowiązuje zakaz palenia - mówi J. Prędkiewicz.

Obaj robotnicy byli pijani. Pierwszy dwie godziny po zdarzeniu wydmuchał 0.42 prom. alkoholu. Drugi początkowo gdzieś zniknął. Został zatrzymany i zbadany prawie cztery godziny po bójce. W organizmie miał ponad 1 prom. alkoholu. Dlaczego uciekł ze szpitala? Potem mówił pracownikom, że poszedł na komisariat policji zgłosić napaść. Zdaniem Borowiaka, ukrywał się za śmietnikiem.

Skwierzyńscy policjanci postawili robotnikom zarzut napaści z użyciem niebezpiecznego narzędzia. Grożą im surowe kary. Mogą trafić do więzienia nawet na osiem lat. Czy fakt, że obaj byli pod wpływem alkoholu, będzie miał wpływ na kwalifikację czynu i ewentualny wyrok? - Stan trzeźwości oskarżonego jest brany pod uwagę przy rozpatrywaniu okoliczności, w jakich doszło do zdarzenia - odpowiada Małgorzata Przybysz, prokurator rejonowy z Międzyrzecza.

Dyrektor szpitala: - Jest nam przykro

Jak zaznacza M. Kucharska, podejrzani nie są pracownikami szpitala. Zatrudnił ich zakład budowlany ze Szczecina, który modernizuje znajdujący się na parterze Zakład Opiekuńczo-Leczniczy. To kolejna inwestycja realizowana przez tą firmę w skwierzyńskiej lecznicy. I ostatnia, gdyż - jak zapewnia dyrektorka - bójka przekreśliła dalszą współpracę szpitala ze szczecińską spółką. - Mogę tylko powiedzieć, że jest nam bardzo przykro z powodu tego zajścia - dodaje.

Skontaktowaliśmy się z Jarosławem Adamczakiem, prezesem firmy remontującej szpital. Zapytaliśmy go, czy robotnicy ponieśli, albo poniosą jakieś służbowe konsekwencje? Odpowiedział, że to podwykonawcy, dlatego nie jest ich bezpośrednim przełożonym. Jako główny wykonawca bierze jednak odpowiedzialność za zdarzenie. - Sprawę znam tylko z ustnych relacji. Z podjęciem jakichkolwiek decyzji muszę się wstrzymać do otrzymania informacji od organów ścigania - mówił nam w środę.

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska