Policjanci protestowali na ulicach Warszawy

Policjanci zjechali z całej Polski, także z Lubuskiego, i wyszli na ulice Warszawy. Wykrzyczeli swoją złość. - Chodzi nam o zaległości w wypłatach dodatkowych świadczeń oraz za niskie nakłady na policję - powiedział nam podinsp. Wojciech Wodnicki, przewodniczący policyjnych lubuskich związków zawodowych.

I jakie kwoty chodzi protestującym? Nie dostali lub mają opóźnienia w wypłatach: ok. 300 zł dodatku za brak mieszkania, 200 do 300 zł na dojazd do jednostek, wypłatą dodatku urlopowego - na czteroosobową rodzinę wynosi ok. 1.200 zł.

Problemy finansowe dotykają również inne służby mundurowe. Policjantów poparli zresztą pracownicy straży granicznej i pożarowej. Podczas pobytu w Zielonej Górze, komendant główny straży pożarnej nadbryg. Wiesław Leśniakiewicz mówił: - W przyszłym roku w województwie lubuskim, nie będzie ani jednego nowego etatu. To efekt oszczędności.

Policjanci od dawna zwracają również uwagę na brak pieniędzy i nowych etatów w jednostkach. Policja oszczędza na wysyłkach poleconych za potwierdzeniem odbioru, limitach kilometrowych dla radiowozów, naprawach aut, nawet na spryskiwaczu do szyb - zamiast płynu używana jest woda. To niemal codzienność. Policyjne radiowozy nie są ubezpieczone. Rozbicie służbowego auta, np. w pościgu, może skończyć się tym, że zapłaci za koszty funkcjonariusz. Dlatego mundurowi ubezpieczają się na własną rękę. Komendy im tego nie zapewniają. Policjanci noszą do pracy własne komputery. Składają się na papier do drukarek lub tonery do kserokopiarek. Brakuje sprzętu do codziennej pracy. Jeśli mają laserowy radar, to jeden w jednostce. Nowoczesne narkotestery, nowe alkomaty to marzenie policji. Choć oficjalnie nikt tego nie potwierdzi.

Dzisiaj protestujący złożyli petycję w Kancelarii Premiera. Chcą, aby prawo było przestrzegane. W tej chwili w całym kraju zaległe wypłaty dodatków do pensji wynoszą ok. 140 mln zł.

Zobacz ile zarabiają mundurowi