Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Neofita lubuski. Emerytowany samorządowiec roku - felieton Marcina Kędryny

Marcin Kędryna
Osiem prawie lat temu przechodziłem przyspieszony kurs polityki, który serwowany mi był przez dyrektorów Muzeum Powstania Warszawskiego. Panowie udzielili mi wielu rad, dzięki którym przeżyłem w urzędzie.

Otworzyli mi też oczy na parę spraw. Na przykład na to, kto realnie ma największą władzę w Polsce. Oczywiście nie prezydent RP. Wbrew pozorom też nie premier. Przywódcy partyjni też niekoniecznie. Otóż największą realnie władzę w Polsce ma prezydent Miasta Stołecznego Warszawy. Po pierwsze ma do dyspozycji budżet większy niż niejedno europejskie państwo, po drugie ma niesamowitą sprawczość.  Chodzi o to, że gdy chce, żeby ktoś pomalował ławkę w parku, to bierze za telefon i wydaje takie polecenie. A między nim, a człowiekiem, który tę ławkę będzie malował są w porywach trzy osoby. Premier tak prosto nie ma. Prezydent RP tym bardziej. Tak jak prezydent Warszawy (poza wielkością budżetu) mają wszyscy burmistrzowie, wójtowie i prezydenci miast. No i jeszcze jedno – wybieranego w jednomandatowych okręgach włodarza praktycznie nie da się odwołać. Do tego, środki jakimi dysponuje, etaty, spółki, które nadzoruje dają mu szansę łatwego budowania własnej, prywatnej partii, która poniesie go do reelekcji.

Dlatego szczerze, nie rozumiem samorządowców, którzy decydują się na karierę parlamentarną. A zwłaszcza gdy wybierają Senat. Spędziłem kiedyś w Senacie kilka godzin i pod koniec dnia niewiele brakowało, bym się zabił własną pięścią. W Sejmie są jacyś dziennikarze i ktoś czasem w telewizji wysłucha co posłowie opowiadają, Senat psa z kulawą nogą nie interesuje. Senatorowie zaś mówią. I to bardzo często słowa, bez których świat by się nie zawalił. I to trwa. Oczywiście, będąc senatorem można sobie polatać za publiczne, ale ta skórka nie warta jest raczej wyprawki.

W styczniu 2014 roku, Wadim Tyszkiewicz, którego chwilę wcześniej  wybrano najlepszym samorządowcem w Polsce mówił „Lubuskiej” – „Praca samorządowca to życie w biegu. Żona żartowała, że uzależniłem się od adrenaliny i na emeryturze będę musiał ją aplikować sobie w ampułkach”.

Dziś, obserwując zachowanie Wadima Tyszkiewicza, mogę tylko zaapelować: Panie Senatorze, proszę sprawdzić, czy te ampułki to na pewno adrenalina.

Felietony Marcina Kędryny:

Komentarze Marcina Kędryny:

Wywiady Marcina Kędryny:

od 7 lat
Wideo

echodnia Policyjne testy - jak przebiegają

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska