Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pierwsza w katastrofach. Zamiast wspierać siała panikę

Robert Bagiński
W dzień pożaru hali w Przylepie marszałek Elżbieta Polak wystąpiła w TVN24
W dzień pożaru hali w Przylepie marszałek Elżbieta Polak wystąpiła w TVN24 PAP/Lech Muszyński
Na odrzańskiej fali lub w dymie z Przylepu. Wszędzie marszałek Elżbieta Polak. Kiedy w kryzysowych sytuacjach widzi mikrofon, zachowuje się jak ćma na widok zapalonej żarówki. Zaczyna bez opamiętania mówić i być udręką dla tych, którzy chcą problem rozwiązać.

Tuż po pojawieniu się pierwszych informacji o pożarze składowiska w Przylepie, nic nie wskazywało, że będzie to sprawa, w której marszałek Elżbieta Polak znów pokaże swoje najgorsze oblicze. Kompetencyjnie - do pożaru nic nie miała - to obszar działania służb wojewody lubuskiego. Oczywiście, oprócz tego, że nie chciała pomóc władzom Zielonej Góry w usunięciu tego składowiska.

Broniła się rękami i nogami - wspomina prezydent Janusz Kubicki.

Marszałek co innego, minister co innego

Nie broniła się przed występem w TVN-owskich „Faktach po Faktach”, gdzie modelowo powieliła sposób działania z ubiegłorocznej katastrofy ekologicznej na Odrze. To też nie był obszar jej kompetencji, a jednak pojawiła się i wywołała skandal.

Alex Vogel, minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali - ogłosiła na antenie, a następnie powieliła tego fake newsa w kilku innych miejscach.

- Ta wypowiedź jest mi absolutnie nieznana. Wskazaliśmy, że stwierdziliśmy w Odrze wysokie wartości pH, które mogą działać toksycznie, nie możemy jednak wyjaśnić, dlaczego - zareagował na konferencji prasowej w Szczecinie minister Vogel, dając do zrozumienia, że marszałek Polak, oszczędnie gospodarowała faktami.

- To niemożliwe, że minister coś takiego powiedział. Nie mógłby mnie wystawić - żaliła się potem mediom. Szybko jednak zagościła narracja, że to była wina złego tłumaczenia.

Tłumaczenie jest ważne

Od teraz, na wszystkich międzynarodowych imprezach, swoje wystąpienia rozpoczyna od odniesień do tamtej sytuacji. Próbuje to obrócić w żart, ponieważ wie, że to była poważna i nieodpowiedzialna wpadka.

Mam nadzieję, że macie tu dobrego tłumacza, bo mam złe doświadczenia - to na marcowej konferencji we Frankfurcie nad Odrą. - Proszę tylko, żeby tłumacz dokładnie mnie tłumaczył, ponieważ raz już były z tego powodu pewne kłopoty - mówiła podczas tegorocznych Polsko-Niemieckich Dni Mediów w Zielonej Górze.

Rozmawiam z politykiem PSL, ważnym urzędnikiem w Urzędzie Marszałkowskim.

- Jak to było z tą rtęcią w Odrze? - pytam.

- To jej całkowity odlot. W ten dzień nie było w urzędzie nikogo z biura współpracy zagranicznej, aby dowiedzieć się coś więcej. Poprosiła o pomoc w naszych departamentach, żebyśmy z Niemcami ustalili, o co chodzi, bo jakieś radio w Niemczech mówiło o rtęci - opowiada.

Zanim zdążyliśmy skontaktować się z niemieckimi odpowiednikami, ona już opowiadała w mediach o rtęci w Odrze i powoływała się na ministra - dodaje.

Wyścig do mediów

Identyczny sposób zachowania lubuskiej marszałek, jak w przypadku Odry, obserwowaliśmy w Przylepie. W dzień pożaru wystąpiła w TVN24, gdzie znów wyszła przed szereg.

Zapadła już decyzja o ewakuacji dwóch i pół tysiąca mieszkańców Przylepu - wypaliła.

W rzeczywistości, nic takiego nie miało miejsca. Prezydent miasta i podległe mu służby jedynie zabezpieczyli niezbędną liczbę autobusów na wypadek, gdyby taka decyzja zapadła. Wbrew temu, co mówiła marszałek Polak, nie zapadła.

Potem było już tylko gorzej. Polak uczestniczyła w posiedzeniach wojewódzkiego sztabu kryzysowego, podobnie jak wojewoda Władysław Dajczak, prezydent Zielonej Góry oraz szefowie poszczególnych służb i inspekcji. W opinii wielu, nie należała do bardzo pomocnych.

My rozmawialiśmy o bieżących potrzebach i szczegółach badań, a ona nas pytała, czy we Wschowie może się odbyć platformerski festyn wyborczy - opowiada Kubicki. - Potem zaczęła się dopytywać, czy laboratoria wojskowego oddziału chemicznego oraz innych służb, mają odpowiednie certyfikaty.

- Pani marszałek przez cały czas trwania tej akcji była bardzo aktywna, ale my na sztabach byliśmy tym zaskoczeni, żeby nie powiedzieć zażenowani. Ją bardziej interesował szybki bieg do mediów, żeby ogłosić często nieprawdziwe informacje, jako pierwsza - opowiada wojewoda lubuski Władysław Dajczak. - W jej wypowiedziach pojawiały się kłamstwa.

Poszło na żywo

To emocjonalne rozedrganie oraz złe intencje polityczki PO cała Polska zobaczyła w niedzielny poranek na antenie TVN24. W trakcie transmisji na żywo doszło do kuriozalnej sytuacji. Po posiedzeniu sztabu kryzysowego, ale przed konferencją prasową jego członków marszałek Polak postanowiła podważyć wyniki badań powietrza, które przeprowadzały służby. Interweniował stojący obok prezydent Kubicki.

Ja apeluję, żeby pani informowała w sposób rzetelny. Bo wprowadzanie takiego zamieszania i zbijanie kapitału politycznego jest niesmaczne - powiedział. - Dla mnie jest niepokojące to, że pani marszałek wprowadza ludzi w błąd.

Polak nie dawała za wygraną.

Tak działa Janusz Kubicki, prezydent Zielonej Góry, pudruje rzeczywistość - perorowała korzystając z tego, że całe zamieszanie i jej manipulacja były transmitowane na żywo.

Niestosowność sytuacji dostrzegli nawet dziennikarze TVN24, którzy komentując słowa Polak, w porannym paśmie informacyjnym w niedzielę zwrócili uwagę na to, że należy wierzyć przede wszystkim przedstawicielom Państwowej Straży Pożarnej.

Drodzy mieszkańcy Zielonej Góry, nie ma zagrożenia. To jest ważne, bo marszałek Polak mówiła inaczej - zaapelowały dziennikarki.

Zakwestionowała ustalenia służb

Kiedy Rządowe Centrum Bezpieczeństwa ogłosiło, że nie ma zagrożenia dla życia i zdrowia mieszkańców, marszałek Polak podała w wątpliwość wiarygodność służb.

Nie można im wierzyć - napisała na swoim profilu. Potem dezinformację i manipulację powtórzyła w sieci jeszcze kilkukrotnie. - ALERT RCB jedno, a minister Anna Moskwa drugie... To jest zagrożenie czy nie ma zagrożenia? - podsycała emocje.

Kilka godzin później wpis zmieniła, usuwając z niego wstęp: „Nie można im wierzyć”.

Ktoś z naszych jej powiedział, że to jest przesada i powinna to zmienić - mówi w rozmowie z GL działacz PO.

Identycznie, jak w przypadku rtęci w Odrze, podczas katastrofy ekologicznej ogłosiła, że i tym razem coś znalazła.

Wiemy, co płynie w Przylepie. Według ekspertyzy to niebezpieczna trucizna N-winyl, metylobenzen, ołów, toluen, ksylen oraz inne - ogłosiła na Facebooku.

Sytuacja wypisz, wymaluj identyczna z tą sprzed roku. Marszałek województwa, zamiast wspierać, siała panikę.

Te informacje przyczyniły się do wzrostu niepokoju u mieszkańców, a w wielu przypadkach wywołały panikę, bo część osób zaczęła się nawet pakować - mówi Waldemar Gredka, dyrektor wydziału bezpieczeństwa i zarządzania kryzysowego LUW.

Kto tu jest ekspertem?

Analogii do ubiegłorocznej katastrofy na Odrze było więcej. Wtedy również dezawuowała wyniki badań państwowych instytucji.

Nie wiemy, jaki panel badań przeprowadzały inspekcje, dlatego zleciliśmy specjalistyczne badania w Poznaniu. Nie wiem, na jakiej podstawie wojewoda twierdzi, że nie ma zagrożenia - mówiła w środę podczas konferencji w siedzibie partii. - Ekspert toksykologii, u którego zasięgałam opinii w sprawie katastrofy na Odrze wskazał mi laboratorium w Holandii.

- Otrzymuję SMS-y od lekarzy z całego województwa, którzy twierdzą, że niebezpieczeństwo jest dopiero przed nami - napisała w sprawie pożaru składowiska w Przylepie. W trakcie katastrofy ekologicznej na Odrze, jej komunikaty były podobne. - Ludzie zgłaszają się do szpitali z oparzeniami - mówiła wtedy. Redakcja GL weryfikowała te doniesienia. Lekarze im zaprzeczyli, a do szpitala zakaźnego nie zgłosiła się nawet jedna osoba.

W całej narracji, wielu konferencjach prasowych, komunikatach i wpisach w mediach społecznościowych niewiele było odpowiedzialności i woli współpracy z tymi, którzy w Lubuskiem odpowiadają za bezpieczeństwo.

Ona jest już na fali wyborczej i walczy o miejsce na liście do Sejmu - uważa wojewoda Dajczak.

To właśnie on był najczęściej przedmiotem ataków ze strony Polak, gdy w Lubuskiem pojawiały się kryzysy: w trakcie pandemii covid-19, przy katastrofie na Odrze i teraz w związku z pożarem w Przylepie.

Interweniowali ministrowie

Za każdym razem jej nadaktywność wprowadzała zamieszanie. Tak duże, że musieli interweniować przedstawiciele rządu.

Elżbieta Polak w sytuacji kryzysowej dezinformowała opinię publiczną w sprawie sytuacji kryzysowej na Odrze. Moim zdaniem powinny to wyjaśnić służby - mówił Paweł Szefernaker, wiceminister spraw wewnętrznych i administracji, odnosząc się do jej aktywności w sprawie Odry.

Sytuacja powtórzyła się w Przylepie. Tym razem głos zabrała minister klimatu, Anna Moskwa.

Nie ma zagrożenia dla zdrowia i życia dla mieszkańców. W tym województwie mamy przykłady nieodpowiedzialnej komunikacji o substancjach - stwierdziła, odnosząc się do postawy Polak.

Możliwe, że za kilka lat marszałek Elżbieta Polak również zostanie ministrem. Pewne jest jedno: jej współpracownikom nie będzie łatwo, a dziennikarze będą mieli sporo pracy.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska